wróżkaaleksandra
  ARTYKUŁY
 
Dama w czerni

 



Wielu z nas miało okazję
odczuć ich obecność. Zdecydowana większość zna zasłyszane o nich tu i ówdzie
historie, niekoniecznie z dzieciństwa. Od stuleci wzbudzają naszą ciekawość,
pobudzając wyobraźnię. Jedni wierzą, że są wśród nas, inni negują ich istnienie.
Jednemu nie da się zaprzeczyć: lubimy, gdy się o nich opowiada...

Wejdźmy zatem w świat pełen tajemnic i silnych mocy, zagłębiając się w prawdziwą
historię. Otwórzmy oczy na to, co niedostrzegalne i tajemnicze. Dotknijmy,
choćby tylko w wyobraźni, tego, co niedotykalne, starając się dostrzec to, co na
pozór niewidzialne...


 



      Aleksandra
stanęła w progu pokoju. - O, moja droga, sama to ty tutaj nie jesteś -
powiedziała, spokojnie rozglądając się dookoła. Specjalnie mnie to nie zdziwiło.
Od jakiegoś czasu miałam wrażenie, że ktoś obserwuje mnie, kiedy zasypiam. W
dodatku obok mojego ulubionego fotela roztaczał się słodki zapach macierzanki.
Jakby ktoś zmieszał ją z wonią fiołków.


 



Dama w czerni


 



   Chwilę
później dowiedziałam się, że pomieszkuje u mnie kobieta w średnim wieku, pani
ponoć elegancka, w stylowym kapeluszu, znająca obce języki, spowita w czerń.

     - Kogoś najprawdopodobniej szuka. Nie sądzę, żeby
miała złe zamiary. Po prostu chyba dobrze się tu czuje - dopowiedziała Ola.

   Ktokolwiek wchodził do mojego mieszkania faktycznie
mówił, że ma ono swój klimat i najprawdopodobniej czuł się nim dobrze. Mimo to,
wieczorne szpiegowanie mnie przez uchylone drzwi sypialni z każdym dniem
przydawało mi większego strachu. Moja znajoma, posiadająca zdolności
paranormalne, zaproponowała na wszelki wypadek okadzić mieszkanie odpowiednimi
ziołami.

     Miałam tej nocy spać spokojnie. Tymczasem była to
bodaj najgorsza noc w moim życiu. Ze snu wyrwał mnie najpierw powiew mroźnego
powietrza, a potem dziwna siła usiłowała wcisnąć moją głowę w poduszkę, na
której spałam. Nie dość, że byłam przerażona nie na żarty, to jeszcze nie mogłam
się poruszyć. Bezwładne ciało odmawiało posłuszeństwa, sprawiając wrażenie
kilkutonowe-go monolitu. Głos, mimo że usiłowałam krzyczeć, po prostu nie
wydobywał się z gardła. Walka z dziwną energią, która powoli doprowadzała mnie
na skraj wyczerpania nerwowego, była przegrana z kretesem. Po niezmiernie
długiej w moim odczuciu chwili atak ustał podobnie nagle, jak się pojawił.

      Do rana nie zmrużyłam oka. Jakimś cudem doczekałam
przyzwoitej godziny porannej, kiedy to wypada już nękać ludzi telefonami i
natychmiast wybrałam numer Aleksandry.

      Nie była zachwycona tym, co usłyszała. Pod wieczór
znowu stanęła w drzwiach pokoju, w którym na dobre zagościł bliżej nieokreślony,
nękający mnie byt. Tym razem nic jej nie zaniepokoiło. Snułyśmy rozważania na
temat energii, które błądzą w przestrzeni, kiedy wzrok Oli zwrócił się w stronę
drzwi, a ona sama powiedziała: - Proszę, proszę, kogo my tu mamy, nasza
lokatorka z innego wymiaru się obudziła. Witamy!

       Znieruchomiałam natychmiast, choć starałam się
zachować zimną krew. - Co ty właściwie widzisz? - dopytywałam się. - Poświatę,
kontur, czasem wiry światła, tego nie da się powiedzieć słowami - uzyskałam
odpowiedź.


 



Wtargnięcie w ciało


 



       Nasza
rozmowa toczyła się dalej. Przypomniało mi się, jak po śmierci babci miałam
podobne uczucie zimna, zesztywniałe ciało, krzyczałam, ale mama nie słyszała
krzyku. Jakiś ciężar uciskał mi klatkę piersiową. Opowiadałam Oli, jak po
słowach: Babciu, jeśli to ty, to proszę, nie strasz mnie - wszystko minęło.
Nagle twarz jasnowidzącej wykrzywił nienaturalny grymas. Ze zdziwieniem
patrzyłam, jak z każdą chwilą zmieniająca się mimika twarzy czyni Olę zupełnie
mi obcą. Nienaturalnie przekrzywiała głowę, twarz przebiegał dziwaczny uśmiech,
jakby szyderczy, niby mnie słuchała, ale jakby była gdzie indziej... Mówiła
wolniej, jak zaprogramowana. W dodatku jej oczy przeszywały mnie na wskroś,
zdawały się patrzeć nie na mnie, tylko przeze mnie. Puste, bezbarwne, bez
wyrazu, na pewno nie jej. W końcu nie wytrzymałam. - Ola, co ty robisz, przestań
mnie straszyć! - powiedziałam stanowczo. Starała mi się tłumaczyć, że przecież
rozmawia ze mną normalnie, że nie wie, o co mi chodzi. Nie skutkowało. Dawało
się zauważyć delikatne drżenie na jej ciele. Po jakimś czasie przybrała normalny
wyraz. Nerwowo sięgnęła po papierosa. Nie dawałam za wygraną, zasypując ją
pytaniami, co się z nią działo przez ostatnie minuty. Twierdziłam, że miałam
wrażenie jakby to nie była ona. 1 wtedy zaskoczyła mnie zupełnie.

       - No, bo to nie byłam ja! - powiedziała wreszcie. -
Coś takiego przydarzyło mi się pierwszy raz w życiu. Bałam się, że się
przestraszysz i sama byłam w strachu. Widać twojemu gościowi nie spodobało się,
że wczoraj zakłóciłyśmy mu spokój, więc postanowił najpierw ukarać Ciebie, a
teraz postraszył mnie - wyjaśniała.

      Chciałam wiedzieć, co czuła. Opowiadała, że to
potwornie dziwne uczucie. - Masz jakby dwa ciała, czujesz, że jest ci ciasno.
Nie panujesz w pełni nad swoimi ruchami, nawet wypowiadane słowa nie do końca są
twoimi słowami i całe ciało jest jakby nie twoje - starała się oddać to, co
czuła.

      Miałam dosyć. Bałam się coraz bardziej. Aleksandra
zasugerowała egzorcyzmy, jeśli święcona woda, którą przyniosła, nie da
rezultatu. Za sprawą medytacji wyciszyłam się trochę. Woda, zdawało mi się,
działała, więc myśl o egzorcyście schowałam na dnie szuflady z przykrymi
myślami. Tej, do której nie zaglądam za żadne skarby.


 



Wakacje z duchem


 



      Niedługo
potem jechaliśmy w Tatry. Któregoś dnia w pokoju omal nie umarłam z przerażenia.
Nie chciałam odpowiadać na pytania męża, który zorientował się, że dziwnie się
zachowuję. On jednak nie dawał się zbyć.

      - Nie wiem, co sobie teraz pomyślisz, ale nasz duch
najwyraźniej zabrał się z nami na wakacje - powiedziałam wreszcie. - Czujesz
macierzankę? - zapytał. Kiwnęłam twierdząco głową. Jakież było moje zdumienie,
kiedy usłyszałam, że i on miał podobne odczucie, tylko nie chciał mnie
niepokoić. Postanowiliśmy o tym nie myśleć. Tylko czasem, wędrując po górach,
uśmiechaliśmy się znacząco, oboje czując, że dziwny byt chwilami nam towarzyszy.

       Resztę wakacji spędzaliśmy w Bieszczadach, a
właściwie mieliśmy taki zamiar.

     Na szczycie Połoniny Wetlińskiej przeczekaliśmy
potężną burzę. Zejście nie było łatwe. Byliśmy zaledwie kilka kilometrów od
Ustrzyk Dolnych, gdzie wynajmowaliśmy kwaterę, kiedy przez samochód przetoczył
się dobrze znany nam zapach.

      Dosłownie chwilę po tym zza zakrętu wyjechał Nissan
Terrano. Jednoosiowa, metalowa przyczepa odczepiła się od niego i uderzyła w nas
czołowo. Na reakcję nie było czasu. Koło od przyczepy złamało słupek w
samochodzie, wybiło szybę i złamało mężowi rękę. Potem samochód stoczył się do
głębokiego rowu. Nie wiem, jakim cudem przeżyłyśmy z córką wypadek. Samochód
nadawał się tylko do kasacji. Jedynie mąż doznał poważnych obrażeń.
Wielofragmentowe złamanie zmiażdżeniowe na zawsze zdeformowało mu rękę, choć
składali ją specjaliści w Piekarach Śląskich. Szyte ucho, rany na twarzy i to
najgorsze... uczynnił się guz trzustki.


 



Tajemnicze zniknięcie


 



     Dzień
wypadku, który przerwał nam wakacje był tym, w którym po raz ostatni pachniało
macierzanką. Po powrocie do domu zapach zniknął bezpowrotnie. Duch nas opuścił.
Tak mi się przynajmniej wówczas wydawało.

    Długo zachodziłam w głowę, czego właściwie
doświadczyliśmy. Zła energia? Dobry byt? Tajemnicza mara? Gość z innego wymiaru?
Anioł? Interpretacje były tak różne, jak wielu było interpretatorów.

     Zdaniem egzorcysty, musiał to być duch szukający
zemsty, zawieszony między światami, niemogący odejść spokojnie. To, co mówił
egzorcysta, układało się w całość, zwłaszcza że po wypadku wszystko się
uspokoiło. Byli i tacy, którzy tajemniczą woń przypisywali aniołowi stróżowi,
który ich zdaniem, w zetknięciu z nieszczęściem próbował nas ostrzec. Kogo by
wówczas nie posłuchać, każdy miał coś swoistego do dodania. Dopełnieniem
wszystkiego okazała się opowieść mojego męża.


 



Powracający sen


 



     Nie
wiedział o wizjach, które miała Aleksandra. Nie chciałam, by pomyślał, że
oszalałam do reszty. Czuł tylko zapach i znał moje obawy. Któregoś dnia w
klinice, spacerując po ogrodzie, opowiedziałam mu o wizjach, w których pojawiała
się elegancka dama. Jak porażony piorunem wykrzyknął: - Przecież to ta kobieta z
mojego snu! W pierwszej chwili
nie wiedziałam, o co mu
chodzi. -Jaki sen? Jaka kobieta? Co ty opowiadasz? - dopytywałam się
natarczywie.

     - Pamiętasz, opowiadałem ci dawno temu, że co jakiś
czas prześladuje mnie sen, w którym pojawia się kobieta spowita w czerń. Zawsze
siada na brzegu mojego łóżka i patrzy z wyrzutem, przeszywająco, jakby domagała
się wyjaśnień, jakby chciała za coś zadośćuczynienia. W każdym z tych snów mam
wrażenie, że komuś odebrałem życie. Potem już tylko biegnę, by go odnaleźć, bo
nigdy nie wiem, kim jest. Za każdym razem jestem gdzie indziej: w piwnicy, w
lochach, w lesie. Wiem, że muszę się spieszyć. Kiedy już docieram do celu i
właśnie mam zobaczyć swoją ofiarę, budzę się z przeraźliwym lękiem, a zimny pot
po prostu mnie zalewa. Od przeszło dwudziestu lat staram się w śnie odkryć
straszną dla mnie prawdę, której nieustannie poszukuję. Wszystko na nic.

      Zaniemówiłam. Przypomniały mi się nagłe przebudzenia
męża i strach w nocy. Nie chciał mówić, co mu się śniło. Faktycznie, kiedyś
zdawkowo napomknął o męczącym go śnie, który wraca. Bez szczegółów. Kiedy Ola
spostrzegła w naszym domu tajemniczą postać i opisała, jak wygląda, nie
skojarzyłam jej ze snem. Może to pomogłoby zapobiec nieszczęściom?

      Dzisiaj już nie wnikam w to, czy zjawa istotnie
kogoś szukała, jak mówiła jasnowidząca, czy chciała się za coś zemścić. Zdaniem
Aleksandry szukała dziecka, które prawdopodobnie straciła w dziwnych
okolicznościach. Nasza córka miała wówczas siedem lat. Po tej dziwnej historii
wiem jedno: duchy istnieją! I jeśli tylko mają takie życzenie, dają o sobie
znać. I źle się dzieje, kiedy zaczynamy lekceważyć dawane nam znaki.


 



Niespodziewane odwiedziny?


 



      Czy z
chwilą wypadku, który zapoczątkował pasmo nieszczęść, duch czarnej damy
zaspokoił żądzę zemsty? Trudno wyrokować. Jedno jest pewne: bliskie spotkania z
duchami na zawsze pozostają w pamięci, a świat już nie jest taki sam.

     Nieraz słyszałam, jak ktoś mówił, że chciałby
zobaczyć ducha. Według starotajskich przekazów istnieje dziesięć sposobów, aby
tego dokonać. Wszystkie są opisane w tajemniczej księdze zatytułowanej „Dziesięć
spotkań". Przystępując do rytuałów, warto jednak uważać, aby nie obudzić sił,
nad którymi nie będziemy w stanie zapanować, bo wtedy nasze życie może zmienić
się w koszmar.

     Kiedy w rocznicę śmierci męża kładłam na płycie
nagrobnej wiązankę, tulipany zapachniały nagle macierzanką..
.


 



Źródło: Czwarty wymiar


Artykuł: Teresa Szczepanek



 
   
 
Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja